Cytat


Pasja - podmuch szczęścia pozwalający się uwolnić ze stalowego uścisku szarej, ponurej codzienności.

O mnie

Moje zdjęcie
Hafciarka zołza - na dodatek wredna, bezkompromisowo tępiąca hafciarskie badziewie i wiedząca czego chce.. zakręcona na punkcie krzyżyków od dawien dawna, cierpiąca na hafciarskie ADHD - ciągle ją nosi i nie potrafi usiedzieć przy jednym projekcie dłużej niż tydzień, stawiająca krzyżyki w tempie, którego mistrz Formuły 1 by się nie powstydził - szczególnie w czasie urlopu, podobno to wszystko dzięki turboigle... kiedy ktoś jej nadepnie na odcisk bierze miotłę, na której na co dzień lata, i goni delikwenta, gdzie pieprz rośnie...

102. Hafciarskie początki

Zainspirowana wpisami kilku dziewczyn, m.in. AniAgnieszki i jeszcze jednej Agnieszki postanowiłam i ja podzielić się z wami początkami mojej hafciarskiej przygody. Muszę przyznać, że było mi łatwo sobie wszystko przypomnieć, ponieważ w ubiegłym roku przy okazji mojej wystawy w Bibliotece Miejskiej w Obrzycku udzieliłam wywiadu do gazety. (tutaj można zobaczyć artykuł).
Moja przygoda z haftem sięga szkoły podstawowej – słynne zajęcia z pracy techniki a potem z techniki to poznanie różnych technik i sposobów szycia i wyszywania. Chociaż o krzyżykach wtedy wiedziałam mało. Ale największy wpływ na mnie miała znajoma rodziny i mama koleżanki, która pięknie wyszywała haftem richelieu. Byłam chyba wtedy w szóstej czy siódmej klasie szkoły podstawowej i poprosiłam, żeby mnie nauczyła. Szybko złapałam bakcyla i zaczęłam wyszywać na potęgę różne serwetki. Ponieważ o materiały było trudno wyszywałam na wszystkim, co się tylko nadawało a najczęściej rozprawiałam się ze starymi koszulami męskich domowników :)
Oto kilka z nich wykopanych w pudle z robótkami. (Jest tego naprawdę dużo – nawet nie wiedziałam, że aż tyle).

 
 



W liceum i na studiach kupowałam gazetę „Igłą i nitką”, z której czerpałam wzory. I tak w którymś z numerów zobaczyłam portret papieża wyhaftowany krzyżykami. Zaczęło się poszukiwanie materiału – niestety wtedy mało kto słyszał o kanwie. Ale jakimś cudem udało mi się kupić – strasznie rzadką, chyba 12 ct. I zabrałam się za wyszywanie. Kolory dobierałam sama, ponieważ nie było oznaczeń numerów muliny, a i sama Ariadna tego nie robiła. Ale twardo dobrnęłam do końca i nawet oprawiłam. Długie lata wisiał na ścianie i dlatego dziś wygląda już na sfatygowanego. Wiem, że do doskonałości mu bardzo dużo brakuje, ale to moja pierwsza praca więc proszę o wyrozumiałość :)
Potem był widoczek ze strasznymi prześwitami


Potem były kolejne prace z Igłą i nitką, aż w końcu na studiach odkryłam Kram z robótkami i utonęłam w krzyżykach i tak tonę w nich do dziś, czyli prawie 15 lat… Przez ten czas wyszyłam mnóstwo większych i mniejszych prac a i tak ciągle mi mało…


11 komentarzy :

  1. po 15 latach można nauczyć się..... pływać z krzyżykami . Życzę dalszych owocnych spotkań z xxxxx. Lubię zaglądać na Twoją stronę. Andula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fakt można się nauczyć :) ale ja tonę w powodzi kolejnych wzorów i marzeń :)

      Usuń
  2. To cudownie, że Ci się udało przechować tyle prac. To już "historia", haft Papieża zostanie dla pokoleń. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że nie tylko na mnie zajęcia z techniki wywarły tak duży wpływ :D Zainspirowana nową techniką wyhaftowałam wtedy dwie żółte serwetki, które wciąż mam :) Chyba też u siebie opublikuję wpis o moich początkach, fajnie się wspomina pierwsze krzyżykowe próby :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspomnień czar..., każda z nas ma 'trudne" początki, ale efekt końcowy jest bardzo zadowalający i tak trzymaj:). Pozdrawiam. Małgosia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Swoją przygodę z haftem zaczęłam w identyczny sposób.Później,był to też haft richelieu.Ta żółta serwetka nawet podobna troszkę do mojej,z tym ,że ja haftowałam zawsze białą nitką,z dwoma wyjątkami,gdzie zastosowałam raz brązową,a raz czerwoną mulinę.Później...,ale o tym już na blogu.Szczęśliwy człowiek,który posiada pasję.Pozdrawiam Kasiu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudne wspomnienia :) Ja próbowałam richelieu, ale okazał się dla mnie straszliwie nudny (cały czas powtarzanie jednego gestu), więc go porzuciłam.

    OdpowiedzUsuń
  7. No, pięknie!
    Jak dobrze, że teraz mamy palety kolorów :)

    OdpowiedzUsuń
  8. :-) Moje początki też sięgają czasów szkoły podstawowej i zajęć technicznych... tak mi się przypomniało, że przepadła w podstawówce moja serweta haftowana ściegiem płaskim... załapała się na wystawę i tyle ją widziałam :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Też pamiętam nie numerowane muliny, to był koszmar. Jeszcze parę takich mulin mam w swoim zbiorze. Do tego były matowe i twarde. Ale Twoje prace, mimo że pierwsze są bardzo ładne. Fajne wspomnienia.
    Pozdrawiam Dorota.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze.
Pozostawiony ślad odwiedzin jest dla mnie największą satysfakcją z prowadzenia bloga
Komentarze anonimowe oraz obraźliwe nie będą publikowane

krzyżykowe szaleństwo © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka